Wystąpienie chargé d’Affaires, a.i. B. Bixa Aliu na konferencji poświęconej wolności mediów

Chargé d’Affaires, a.i. B. Bix Aliu

Dzień dobry. Nazywam się Bix Aliu. Pełnię funkcję Chargé d’Affaires w Ambasadzie Stanów Zjednoczonych w Warszawie. Pozwolę sobie zacząć od pogratulowania organizatorom trzeciej edycji konferencji poświęconej roli mediów w umacnianiu wolności. Doceniam dzisiejszą możliwość wystąpienia przed Państwem. To zaszczyt dołączyć do tak znamienitych uczestników, jak wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej Vera Jourova, minister sprawiedliwości Węgier Judit Varga i były prezydent Polski Lech Wałęsa.

Tak się składa, że mam ze sobą zdjęcie Lecha Wałęsy. Pochodzi z pierwszego wydania „Gazety Wyborczej”. Gazeta ta powstała w 1989 r. w wyniku rozmów przy okrągłym stole z ówczesnym rządem komunistycznym, prowadzonych przez Związek Zawodowy „Solidarność”.

Dziś Polacy mają bardzo różne opinie o „Gazecie Wyborczej” i innych mediach. Jednak wyraźnie cenią sobie obecną ich różnorodność. Zdecydowana większość Polaków nie odczuwa nostalgii za epoką komunizmu, kiedy państwo kontrolowało wszystkie media.

Pluralizm i wolność mediów sprawiają, że demokratyczne społeczeństwa są odporne na dezinformację, ponieważ zapewniają przejrzystość i rzeczową informację – nawet jeśli jest ona niewygodna dla polityków i urzędników. Nasze sojusze, takie jak NATO, są silniejsze, ponieważ opierają się na naszych demokratycznych wartościach, a nie na transakcjach czy przymusie. Te wspólne wartości czynią Sojusz silniejszym. Wartości czynią nas bardziej odpornymi wobec tych, którzy chcieliby nam zagrozić lub nas podzielić. Działania rządów mogą przyczynić się do pluralizmu mediów lub go osłabić.

Jestem dumny z roli, jaką amerykańskie firmy medialne odgrywają w umacnianiu tej różnorodności w Polsce i w innych krajach. Zainwestowały one miliardy dolarów. Utrzymują dziesiątki tysięcy polskich miejsc pracy. Wnoszą biznesowe know-how i ugruntowane standardy dziennikarskie. Dlatego jesteśmy zaniepokojeni, gdy mówi się o aktach prawnych zmuszającym spółki medialne do sprzedaży udziałów w celu „dekoncentracji” mediów.  Takie działania mogą zaszkodzić klimatowi inwestycyjnemu i międzynarodowej reputacji Polski. Podważyłyby one również polskie ideały demokratyczne.

Transakcje, w których uczestniczy chętny podmiot kupujący i chętny podmiot sprzedający, niekoniecznie muszą w ten sam sposób zagrażać klimatowi inwestycyjnemu. Jednak trend polegający na kupowaniu mediów przez firmy państwowe lub sprzymierzone z państwem jest niepokojący. Inwestorzy postrzegaliby to jako de facto nacjonalizację i szukaliby możliwości inwestowania w innych krajach. Podważyłoby to pluralizm mediów. Podobnie, polityka podatkowa, która w nieproporcjonalny sposób wpływa na niezależne media, działa odstraszająco na inwestorów. Takie działania przechylają szalę w stronę mediów powiązanych z państwem i stanowią kolejne zagrożenie dla wolności mediów.

Jako Amerykanin wiem, że nasza największa siła leży w mocy perswazyjnej naszego przykładu. Myślę, że jest to prawdą nawet wtedy, gdy popełniamy błędy. Nie jesteśmy idealni – daleko nam do tego – ale staramy się żyć zgodnie z naszymi najwyższymi ideałami i zasadami. W naszych najlepszych momentach wypowiadamy się w nieskrępowany sposób i protestujemy pokojowo.  Krytykujemy naszych przywódców politycznych bez ponoszenia żadnych konsekwencji. Przedstawiciele naszej prasy mogą pracować bez obawy przed ingerencją w ich pracę.

My, Amerykanie, cenimy sobie wolność słowa zagwarantowaną w pierwszej poprawce do naszej konstytucji. Może nie zawsze podoba nam się to, co mówią inni, ale zawsze będziemy dbać o to, aby chronić ich prawo do wyrażania swoich poglądów. Ci z państwa, którzy śledzą amerykańskie media, zauważyli zdecydowaną krytykę wymierzoną pod adresem prezydenta Bidena i jego rodziny. Pojawiła się również ostra krytyka prezydenta Trumpa, prezydenta Obamy oraz przywódców amerykańskich sięgająca czasów powstania naszej Republiki.

W naszych ambasadach również jesteśmy przyzwyczajeni do bycia krytykowanymi. Nawet gdy jest to niewygodne, jesteśmy otwarci na taki rodzaj informacji zwrotnej. Komunikacja to ulica dwukierunkowa. Przeciwstawne opinie mogą pomóc nam w osiągnięciu wzajemnego zrozumienia. Mogą one nawet doprowadzić do zmiany polityki. Jedna z krytycznych opinii, które ostatnio często słyszę, wynika z niezrozumienia pojęcia cenzury i roli rządu.  Wyjaśnijmy, że „cenzura” odnosi się do rządów zakazujących swobody wypowiedzi. Macie Państwo pewne doświadczenia z cenzurą w Europie Środkowo-Wschodniej. Wiecie, że nigdy nie działała ona dobrze. Gazeta z pustym miejscem na pierwszej stronie nie cieszyła się wiarygodnością. Rolą rządu nie jest zakazywanie firmom należącym do branży mediów społecznościowych publikowania komentarzy ich użytkowników. Rządy nie powinny również zabraniać im banowania lub blokowania konta użytkownika, który narusza warunki korzystania z usług firmy. Wolność słowa nie oznacza, że prywatne firmy – czy to gazety, telewizja, czy media społecznościowe – mają obowiązek zapewnić każdemu, kto ma swoje opinię, możliwość jej publikowania.

Dawno temu, mój nauczyciel w pierwszej klasie nauczył mnie, że tylko dlatego, że możesz coś powiedzieć, nie oznacza, że powinieneś to uczynić. Dla dziecka oznaczało to, że nie należy przezywać ludzi. W przypadku dorosłego oznacza to, że nie należy używać mowy nienawiści, świadomie szerzyć dezinformacji, wyrażać uprzedzeń.

Jako odpowiedzialni dziennikarze, na pewno zadajecie sobie pytanie: czy dostarczam prawdziwych i dokładnych informacji, które służą mojej społeczności? Czy też tworzę platformę dla molestowania, kłamstw lub podżegania do przemocy?  Nie jest łatwo odpowiedzieć na te pytania. Ufam, że jako dziennikarze znacie lepszą odpowiedź niż rządowy cenzor.

Odpowiedzialne dziennikarstwo jest jeszcze bardziej skomplikowane w zglobalizowanym i cyfrowym świecie. Informacje swobodnie przekraczają granice. Rząd ma do odegrania pewną rolę, jeśli chodzi o tworzenie zasad i wytycznych. Stany Zjednoczone i Unia Europejska mają wspólne wartości i cele. Musimy powstrzymać rozprzestrzenianie się nielegalnych treści w Internecie bez uszczerbku dla naszego zaangażowania na rzecz zapewnienia wolności słowa i swobodnego przepływu informacji. Chcemy uniknąć „rozłamu w sieci”. Czyli sytuacji, w której każdy kraj lub region ma swoje własne zasady i przepisy regulujące treści online.  Zamiast tego mamy nadzieję wypracować wspólne transatlantyckie podejście do tego, w jaki sposób regulować wypowiedzi w Internecie.  Na takim zharmonizowanym podejściu skorzystają zarówno nasi obywatele, jak i gospodarka cyfrowa.

Koniec końców, dziennikarstwo zależy zarówno od niepodatnych na wpływy dziennikarzy, jak i silnych, trwałych instytucji. Wyrażam uznanie dla organizatorów i uczestników tej konferencji za ich wkład w obie te sfery.